Na długo przed decyzją dobudowania BCK do gmachu szkoły przy Konarskiego; ta szkoła została skazana na opuszczenie. Powody - zły stan techniczny, brak funduszy na modernizację, złe położenie itp. wykręty. Przed zamknięciem wymieniono stare, drewniane okna na nowoczesne termoizolacyjne i zamknięto. BCK istniało dopiero na papierze.
Od tamtej pory przez ponad pięć lat, sądząc po skali dewastacji zapewne nie znalazł się inwestor na kupno historycznego zajazdu przy ulicy Połczyńskiej 56, w okresie międzywojennym przebudowanego na szkołę. Może to i dobrze gdyż pora przywrócić temu miejscu niewątpliwie historycznie ważki splendor. Czas nagli co widać na aktualnej fotografii. Początkowo pilnowali ją dozorcy, potem doglądali ochroniarze, potem pilnowała ją okoliczna młodzież. Następnie sama się pilnowała. W tym czasie szły szerokim strumieniem fundusze na BCK i włodarze dzielnicy cieszyli się, że wreszcie nasza uboga w historyczne pamiątki cząstka Warszawy zasłynie z nowoczesnego Centrum Kulturalnego. Dzisiaj mamy BCK, raczej kiepsko radzące sobie z szeroko rozumianą promocją samego siebie na Bemowie, bo o Warszawie nie wspomnę. Tymczasem szkoła, budynek bądź co bądź historyczny rozlatuje się. Ktoś mógłby przyczyn takiego stanu rzeczy upatrywać w tym, że szczyty władzy w naszym magistracie opanowali przybysze z Mokotowa, ale to już ich poprzednicy, mieszkańcy naszych osiedli od dziesięcioleci, za swej kadencji skazali ją na ruinę. Cóż zatem dziwić się smakującej dopiero władzy młodzieży z PO, że póki co przywróciła jedynie nadzór ochroniarski i to raczej dość iluzoryczny. Niszczejące w oczach, w pewnym sensie unikalne na Bemowie miejsce, wymaga pilnych decyzji i to nie tylko na szczeblu lokalnym. Warto chyba zastanowić się jak ocalić niechciany przez inwestorów obiekt od kompletnej rozsypki. Jak przywrócić mu świetność z racji jego związków z wybitnymi ludźmi epoki schyłkującej Rzeczpospolitej obojga narodów i napoleońskiej, którzy krążąc między Warszawą a Paryżem tu wpadali na popas, by odsapnąć przed wjazdem do stolicy Polski, lub żegnali się z odprowadzającymi ich przyjaciółmi, gdy wyruszali na europejskie szlaki. Zwłaszcza sentymentalne pożegnanie Fryderyka Szopena, w tym miejscu stanowi o potrzebie zaakcentowania jego znaczenia w świadomości warszawiaków. Wycieczki udające się do Żelazowej Woli nawet nie wiedzą, że po drodze mijają tak ogromnie naładowane artystycznym duchem wielkiego romantyka miejsce. Czy mógł zapomnieć miejsce w którym żegnał tych co tworzyli świat jego dzieciństwa, tych co inspirowali jego genialny talent muzyczny i uczyli go kochać mazowieckie przestrzenie. Zapewne tej chwili i tego miejsca nie zapomniał nigdy. Chrońmy ten budynek i ducha tego fragmentu Bemowa jeśli chcemy zrozumieć wielkość i tradycję kultury polskiej w jej związkach z nasżą większą ojczyzną - Europą. Tego miejsca nie powinno się tak poprostu sprzedać, ono ma wartość większą niż wynika to z kalkulacji dewloperskiej. To miejsce ma znaczenie symboliczne dla jednoczącej się Europy. Bemowo powinno być z niego dumne. |